Ostatnio chrust wraca do łaski. Może w sposób dość prześmiewczy, ale to temat który dość gorąco rozgrzał nasze społeczeństwo, w dodatku bez użycia iskry. Do tego stopnia, że jeden z satyrycznych profili z sposób prześmiewczy zaoferował przerabianie samochodów na ów chrust. Odkładając żarty zupełnie na bok to czy takie rozwiązanie w jakikolwiek sposób ma sens?
Technologia napędzania samochodów chrustem
Wbrew pozorom, to temat wcale nie nowy. Technologia napędzania samochodów chrustem, a dokładniej rzecz ujmując, gazem drzewnym, ma ponad 100 lat. Powstaje on podczas spalania drewna w specjalnych piecach, a po przefiltrowaniu i spaleniu gaz ten może napędzać samochód. Pierwsze projekty samochodów na holzgas powstały w latach 20 XX wieku we Francji, a w 1922 roku przeprowadzono tam pierwszy wyścig samochodów ciężarowych, napędzanych tym paliwem, na dystansie 120 km. Zarówno sam kocioł jak i drzewo potrzebne do opalania zajmowały trochę miejsca, stąd napęd był wykorzystywany jedynie w większych samochodach, i szybko porzucony, Przynajmniej na jakiś czas.
Do technologii wrócono ponownie podczas drugiej wojny światowej, a sytuację tą wymusił duży popyt na ropę naftową używaną podczas działań wojennych. W niektórych krajach ilość samochodów napędzanych drzewem sięgała kilkudziesięciu tysięcy, a w samych Niemczech pod koniec wojny ilość aut przerobionych na ten napęd sięgała pół miliona! Funkcjonowało również około 3 tysiące punktów przydrożnych w których można było uzupełnić zapas drzewa, jak również udoskonaleniu uległ sam napęd do wykorzystania którego nie trzeba już było wykorzystywać podwozia ciężarówek. Po wojnie po raz kolejny nastąpił odwrót od stosowania tej technologii.
Jak działa silnik na holzgaz?
Gaz wytwarzany jest w specjalnym generatorze w wyniku pyrolizy, czyli suchej destylacji. Słowo generator brzmi poważnie, ale jest to nic innego jak piec do wypalania węgla drzewnego, znany dość dobrze osobą odwiedzającym Bieszczady. Upraszczając, mamy do czynienia z kociołkiem do którego wkładamy drewno dostarczając od dołu źródło ciepła. Z powodu atmosfery ubogiej w tlen nie dochodzi w jej wnętrzu do zapłonu, a po osiągnięciu temperatury 500 stopni następuje pyroliza, czyli rozpad drzewa. W jej wyniku, oprócz popularnego węgla drzewnego otrzymujemy 14-15 % mieszanki w większości łatwopalnych gazów zwanych gazem drzewnym, który możemy z powodzeniem wykorzystywać w zasilaniu silnika. Dodatkowo powstały węgiel drzewny zostaje użyty do podtrzymania samego paleniska. Wszystko zostaje w pełni wykorzystane.
Jakie wady ma stosowanie holzgazu?
No dobrze, ale skoro w teorii wszystko wygląda na dość proste – tym bardziej, że na gaz jesteśmy w stanie przerobić niemalże każdy samochód z napędem benzynowym, a już bez wątpienia idealnie będą nadawały się do tego konstrukcje gaźnikowe, to czy sam napęd ma poważne wady, które powstrzymują nas przed seryjnym używaniem takiego napędu? Bez wątpienia tak. Uruchomienie takiego samochodu wymaga czasu. Najpierw trzeba podgrzać kocioł do odpowiedniej temperatury, oraz załadować do niego drewno. Otrzymany gaz należy oczyścić i schłodzić. Służą do tego odpowiednie filtry i odstojniki. W nowszych silnikach problemem będzie zastosowana w nich elektronika. Niska wartość opałowa holzgazu będzie wpływała na absurdalne informacje płynące z czujników, powodując masę błędów. Dużo lepszym rozwiązaniem byłoby zamontowanie instalacji w dużo starszych samochodach.
Napęd na gaz drzewny to archaiczna i nieco zapomniana historia, choć ciągle tląca się w pamięci. Co ciekawe, w niektórych uboższych krajach, napęd ten ma zastosowanie w używanych na co dzień samochodach. Koszt przejechania 100 km na holzgas to niekiedy połowa kosztów benzyny. Dla wielu to znacząca różnica. A my? Raczej nie patrzymy na tą technologię jak na jakąkolwiek alternatywę, a raczej ciekawostkę.